
„Między nami dobrze jest” to sztuka teatralna autorstwa Doroty Masłowskiej. W wyrazisty sposób ukazująca konflikt trzech pokoleń: matki, córki, babki. Na pierwszy rzut oka wszystko jest aktualne, problemy stare jak świat. Tymczasem trzy rzeczy uległy jednak zmianie: konflikt międzypokoleniowy nabrał innego charakteru, zmniejszył swój zasięg, jego bohaterowie kryją się pod wyrazistymi literami alfabetu „X” i „Y” a nie płaszczem historii.
Konflikty społeczne i jednostkowe, w
przestrzeni życia codziennego, były obecne od zawsze. Wynikały z braku
osobistej wolności i otwartości na indywidualne pragnienia. Żyć trzeba było
według ustalonych zasad, które sformułowali wielcy tego świata. Kto chciał się
wybić „ponad swoje pokolenie” był uważany za nonkonformistę”, osobę szczególnie
niebezpieczną dla uporządkowanego systemu. Obecnie pomimo rozwiniętej
demokracji, dobrobytu i otwartości na „inność” konflikty wcale nie odeszły
do lamusa, przeszły za to mały lifting. Zmieniły swój charakter na bardziej
łagodny dla ogółu, zmniejszając zasięg do jednego pokolenia ludzi.
Paradoksalnie podobnych do siebie, a jednocześnie tak różnych. Przedstawicieli
X i Y, wychowanych w podobnej przestrzeni, niezmąconej wojną,
przepełnionej medialnymi historiami. To co ich różni, to czas wejścia na rynek
pracy, i inne oczekiwania. System wyznawanych wartości i filozofia życia,
tak dzieli obecnych 20-sto i 30-sto latków, że staje się przyczyną wielu
konfliktów na tle prywatnym i zawodowym. Ta różnica zaledwie 10 lat sprawiła,
że konflikt międzypokoleniowy nabrał innego wyrazu, podobnie jak samo
określenie. Kim zatem są ci, przez których należy inaczej go rozpatrywać?
Między ziemią a niebem…
Pokolenie X, to wszyscy urodzeni przed
rokiem 1980, zaradne dzieciaki biegające z kluczem na szyi, po szarych
miejskich blokowiskach. „Naoczni świadkowie” rodzących się gwiazd pokroju
Aerosmith i U2. Bohaterowie kampanii „Pepsi generation neXt”, testujące
własnoręcznie zrobione zabawki. Życie w czasach popkultury nie było dla nich
łatwe, a brak dostępu do szerokiego wachlarza usług konsumenckich, wyrobił w
nich poczucie niższości. Gdy osiągnęli wiek dorosły, zauważyli, że dyplom w
ręce to nie wszystko by mieć dobrą pracę. O tą było trudno, bo lepsze stołki
zajęło gorzej wykształcone, pokolenie wyżu powojennego. Mimo to brak dostępu do
„lepszej posady”, wcale ich nie zniechęcił. Raczej stał się impulsem do walki
o własne miejsce w świecie, przesiąkniętym historią strajków. Pokolenie X
to pracusie, dla których zostanie po godzinach w pracy nie jest problemem.
Praca przysłania im wszystko, może nawet „to lepsze życie”, za którym tak gonią
a którego nie są wstanie zauważyć. Pokolenie Y to zupełne przeciwieństwo X-sów.
Wychowani „w lepszych czasach”, są bardziej świadomi własnej wartości. Nie
zamierzają „bić się o swoje”, bo to im się należy z racji wykształcenia.
Wychodzą z założenia, że skoro się ich nie docenia za podwójne dyplomy i
biegłość języków najlepiej jest zostać freelancerem, cierpliwie czekając na
obrane stanowisko. Szczególnie, że praca to dla nich dodatek życia, a w nim
liczy się dobra zabawa, niż ciągła gonitwa za bliżej nieokreślonymi
pragnieniami. Prawdopodobnie, takie nastawienie 20-sto laków to wynik lepszego
startu w dorosłość. Ich rodzice to osoby którym udało się czegoś dorobić, więc
są wstanie pomóc swoim dzieciom. Może to wynik obserwacji życia swoich
starszych kolegów. Zabieganego pokolenie X, znerwicowanego i sfrustrowanego
życiem, którego tak naprawdę nie doświadczają. 20-sto latkowie wolą brać
wszystko z dystansem, problemy traktując jak kolejną grę strategiczną, by
zachować stan równowagi. Dlatego też przez pokolenie X są odbierani jako
krnąbrni luzacy nie okazujący szacunku dla pracy i pieniędzy, co rodzi
konflikty na gruncie zawodowym.
Różne sposoby pracy…
Zbyt mała różnica wieku sprawia, że
przedstawiciele tych dwóch pokoleń zaczynają ze sobą współpracować. I choć na
pierwszy rzut oka nie da się zauważyć wieku, można go rozpoznać po sposobie
wykonywania obowiązków. Osoby pokolenia Y, są chłodnymi analitykami, dla
których liczą się suche fakty. To na nich opierają swój tok rozumowania
i sposób rozwiązania problemu. Jeśli każemy im przeprowadzić wywiad,
najpierw zbiorą dane i kontakty z sieci. Ich starsi koledzy sięgną po opasłe
kalendarze, w których brak miejsca na nowe notatki. Zwrócą się do kolegów a do
Internetu sięgną w ostatniej chwili. 30-sto latkowie choć znają tajniki
elektronicznego świata nie są skłonni zaufać ich zasobom. Bazują bardziej na
kontaktach face to face i „papierowym archiwum”. To opóźnia ich działanie,
czasami podnosząc poziom stresu. Niechętnie też zadają dodatkowe pytania, czy
proszą o dodatkowe materiały, uważając, że nie wypada. Młodsze pokolenie Y, nie
lubi marnować czasu o wszystko wypyta na samym początku, by potem nie mieć
niespodzianek. Prawdopodobnie wynika to z rożnego modelu edukacji, 20-sto
latkowie to osoby których męczono testami, ucząc skrótowego, logicznego
myślenia. Starsze pokolenie pisało eseje by wyrobić w sobie estetykę piękna.
Czy wyszło im to na dobre? No cóż to zależy od punktu widzenia. Dziś estetyka
ważna jest tylko w architekturze, która i tak opiera się na logicznym
myśleniu. Reszta to świat uporządkowanych i celnych analiz, które muszą być
dokonane szybko i bezbłędnie. Następnym czynnikiem różnicującym pracę tych
dwóch pokoleń jest umiejętność skupienia i kodowania odbieranych bodźców.
Tu również pokolenie X wypadnie słabiej. Nie lubiąc trzymać kilku srok za ogon,
skupią się tylko na jednym zadaniu, do drugiego przejdą gdy pierwsze zostanie
zakończone pomyślnie. To sprawia, że są uważani za mało wydajnych pracowników i
często daje się im mniej „poważne zadania”. Bardziej ambitne projekty,
w których oprócz dobrej precyzji liczy się czas, przekazane zostaną
pokoleniu Y. Osobom, które są wstanie wykonywać kilaka rzeczy naraz z taką samą
dokładnością. Wprawy nabrali jeszcze będąc nastolatkami, rozkładając swoją
uwagę na płynącą muzykę MTV, pisanie sms’ów i odrabianą matematykę. Gimnastyka
umysłu przydała się im w dorosłym życiu. Kolejna różnica występuje w sposobie
podejścia do problemów, jakie mogą pojawić się podczas wykonywanych zadań.
Młodsze pokolenie, które nie lubi łamigłówek, potraktuje problem jak kolejną
grę strategiczną. Jeśli nie będą mogli „zdobyć fortecy z lewej strony”, znaną
sobie drogą, poszukają innej. Nie będą tracić czasu na zbędne dociekania
dlaczego, tak się stało. Ich przeciwnicy z pokolenia X, uznają pojawianie się
błędu za osobistą porażkę i zrobią wszystko by ją usunąć, nawet do głowy im nie
przyjdzie użycie innej metody. Nie mogą sobie przecież pozwolić sobie na
krytykę szefa, do której wagi nie przykłada młodsza generacja. Sposób pracy i
zdrowsze podejście do spraw zawodowych 20-sto latków sprawia, że są negatywnie
odbierani przez doświadczonych kolegów. Pokolenie X widzi w nich zbyt pewnych
luzaków, mało przejętych pracą dla których liczy się zaspokajanie przyjemności.
Z drugiej strony drażni ich fakt, że choć młodsi na pierwszy rzut oka
„pracują gorszymi metodami”, są bardziej doceniani przez kierownictwo. A
przecież to oni przychodzą wcześniej do pracy i biorą nadgodziny by projekt był
zrobiony na czas. 30-sto latkowie nie są wstanie zrozumieć, że tylko współpraca
pokoleniowa może ułatwić im prace i dać możliwości na realizację w życiu
osobistym. Różnice międzypokoleniowe dają swój upust w konfliktach. Co zatem
zrobić by to się zmieniło?, najprostszym rozwiązaniem jest zatrudnienie przez
detektora dobrych trenerów, którzy w odpowiedni sobie sposób zderzą brutalnie
te dwa światy zmniejszając przepaść miedzy nimi.
Speedball i woodsball czyli tajna broń
trenerów
Pokolenie X jest już oswojonym
środowiskiem, które nie wymaga szczególnych działań trenera. Traktując
szkolenia jako drogę na zdobycie lepszej posady, będzie sumiennie wykonywać ich
polecenia. Dlatego trenerzy nie mają tu większych problemów. Inaczej jest
w przypadku młodszych przedstawicieli. Młoda generacja Y z natury lepiej
wykształcona, będzie oczekiwać po szkoleniu czegoś więcej, niż tylko suchych
faktów teorii. Dla nich liczy się rozrywka. Dlatego chętniej uczestniczą w
grach zespołowych, wyjazdach integracyjnych, które nie są oklepanymi
„wieczorkami zapoznawczymi”. Trenerzy w tej grupie wiekowej będą musieli
bardziej wykazać się elastycznością i pomysłowością by dotrzeć do ich
mentalności. Samo szkolenie każdej grupy z osobna wydaje się banalnie
proste, wystarczy dobrać odpowiednie metody i gotowe. Trudności zaczynają się
gdy trzeba pogodzić te dwa światy ze sobą i jeszcze coś im przekazać. Na
wstępie dobre są szkolenia z zakresu budowania zespołu, a dopiero później
szkolenia tematyczne. Gdy jako trenerzy zrealizujemy poniższe fazy projektu,
możemy mieć pewność osiągnięcia celu jakim jest zintegrowanie grupy,
zmniejszenie konfliktu międzypokoleniowego i przekazanie wiedzy.
- Na początek dobrze jest popracować nad zbudowaniem wzajemnego zaufania
poprzez pogłębienie nieformalnych relacji między pracownikami.
- Pogłębienie wzajemnej świadomość współzależności,
i współodpowiedzialności
- By dojść do poprawnej komunikacji.
Wszystkie te 3 fazy można wypracować w
„grze zespołowej”. Uczestnicy „skazani na współpracę”, mimowolnie zburzą mur
miedzy sobą i odkryją swoje pozytywne strony. Szczególnym zwieńczeniem pracy
trenerów będzie przeniesienie obozowych relacji na teren firmy, co podniesie
jej wydajność i ułatwi zarządzanie personelem. Dlatego jeśli nam jako
pracownikom HR i trenerom trafi się współpraca „międzypokoleniowa”, nie bójmy
się jej. Potraktujmy to zderzenie kultur jako wezwanie i dobry sprawdzian
naszych umiejętności. Tym bardziej, że „nowe” pokolenia będą pojawiać się
zawsze, i im szybciej się na nie uodpornimy, tym lepiej dla na nas samych.