
Wystarczy poczytać ogłoszenia o prace, przejrzeć
kolorowe pisma lub posłuchać wywodów
celebrytów w programie śniadaniowym, by
przekonać się jak trudno być dziś idealnym partnerem \ partnerką czy
pracownikiem. Jak trudno dochować wierności samemu sobie, zachować swoje
przekonania, osobowość, a nawet
wrodzoną autentyczność, którą budowaliśmy przez lata.
Niezrozumiały w ostatnim czasie kult doskonałości,
jaki wykreowały media sprawia, że dotychczasowe predyspozycje, te wrodzone i nabyte, stały się tylko punktem wyjścia dla dalszych
plastycznych zmian naszej osoby. Współczesny świat nie toleruje bowiem
jednostkowej macdonalizacji i przeciętności. Ta
przejadła się dawno temu i nie wpisuje się w pędzący świat
konsumpcjonizmu, w którym każdy musi być kimś wyjątkowym. Dlatego tak bardzo ceni się w nas elastyczność, bezkonfliktowość i
odporność na stres.
Uwikłani w konstruowanie nowego, lepszego obrazu
siebie często zaczynamy bowiem odczuwać wewnętrzny dyskomfort pomiędzy tym co
chcemy, a co powinniśmy uzyskać. Kto raz miał do czynienia z taką sytuacją
doskonale wie jak może być ona niewygodna. Podobnie zresztą jak elastyczność,
która wbrew pozorom destabilizuje
kontakt z naszym wnętrzem. Czasami wystarczy naprawdę niewiele, ot granatowa
marynarka czy sukienka w kolorze czerwonego wina, by idealnie się dopasować.Wszystko jest w porządku, gdy wybrany strój nas nie
uwiera i częściowo jest kompatybilny z naszą osobowością. Gorzej gdy sami
odczuwamy, że wykreowany obraz jest nam zupełnie obcy i bije chińską sztucznością. Przedstawia
człowieka, który tak naprawdę nie istnieje, a rola ambitnego profesjonalisty z
dużymi pokładami empatii jest wyłącznie
epizodyczna. Oczywiście zdarza się, że w sferze zawodowej nieświadomie zrastamy
się z naszą kreacją ale w życiu prywatnym może doprowadzić nas do nieuniknionej
klęski. Widać to po liczbie nieudanych związków, i płytkich znajomościach,
które podobnie jak użyteczność ubioru, zyskują swoją terminowość.
Zdaniem indyjskiego myśliciela OSHO, wynika to z lęku
przed naturalną bliskością, która opiera
się na szczerości i może doprowadzić do wzajemnego uzależniania. Czyli sytuacji, która w okresie
trwania mobilnej jednostki jest dużym
utrudnieniem. Zjawiskiem niepożądanym, a nawet gorszym od powolnego
zatracania osobistej autentyczności.Dlatego by nie czuć nadmiernego bólu rozstania i
rozczarowania, zdradzamy tylko część prawdy o sobie, lub tworzymy nową. Sam
moment w którym stracimy „swoją twarz” na rzecz teatralnej maski może nastąpić
w każdej chwili. Wszystko zależy od tego jak bardzo wpadniemy w manipulacyjną
grę otoczenia i jak bardzo sami zechcemy nim sterować, by osiągnąć swój
zamierzony cel.
Co ciekawe społeczeństwo ze swoim system kontroli
nawet nas przed tym nie chroni, a nawet samo nakazuje niepokazywania publicznie
prawdziwej twarzy. Niszczy w nas ufność i zmusza do powierzchowności, by
sterownie nami było łatwiejsze.
Hipokryzja goni więc hipokryzję, a nasze wyimaginowane konsumpcyjne
pragnienia pozbawiają nas doświadczenia tego co naprawdę cenne. Ot chociażby
odczucia prawdziwej więzi, pozbawionej zbędnych fluidów i kreacji…
Nic nie
jest takie jak nam się wydaje
Jak pokazują
niedawne badania brytyjskich
psychologów, tylko 43% Europejczyków doświadczyło prawdziwego związku z
drugą osobą. Oznacza to, że mniej niż polowa ankietowanych budowała autentyczny
związek, w którym relacja nie podlegała zaplanowanemu sterowaniu. Więź była
naturalna i szczera. Jej prawdziwość budowana była na wzajemnym zaufaniu,
spontaniczności i naturalności. Nikt nie udawał
kogoś lepszego czy bogatszego. Kobiety nie zakrywały swojej twarzy
wyłącznie scenicznym makijażem, a mężczyźni nie starali się dogonić wizerunku męskich idoli kultury masowej. Również spotkania i wzajemne zainteresowanie następowało w sposób naturalny i niezaplanowany. Po porostu grom z jasnego
nieba, błysk emocji i zatarcie logicznego myślenia, stało się podstawą ważnej
dla człowieka relacji.
Choć jak powiedziałaby Gloria Beck pewni być tego nie
możemy, bo już samo wzbudzenie zainteresowania
jest ukrytą techniką manipulacyjną, przez co nic nie jest takie jak nam
się wydaje.
Lekcja
z zarządzania własnym wrażeniem…
Każdego dnia w każdej sekundzie jesteśmy poddawani
jawnej manipulacji, stajemy się marionetkami w rękach innych, lub sami
pociągamy za sznurki. Ot taka niewinna gra, którą wygrywa sprytniejszy, gracz
bardziej świadomy, umiejętnie korzystający z instrukcji atrakcyjności, techniki przypodobania się czy zarządzania wrażeniem.
Teraz zapewne myślicie, że skądś je znacie, i prawda w
w/w „gry towarzyskie” graliście od najmłodszych lat, gdy tylko coś chcieliście
uzyskać od swoich rodziców, kolegów czy
nauczycieli. W dorosłym życiu nic się
nie zmieniło poza partnerami rozdania. Zostali nimi potencjalni pracodawcy, koledzy
i koleżanki z pracy lub osoba z którą chcecie zbudować szczęśliwy związek.
Schemat wszystkich trzech technik działa podobnie: wzbudzić zainteresowanie,
utrzymać uwagę, zagłuszyć logiczne myślenie i uzyskać swój cel.
Dla naszej dziewczyny czy chłopaka zawsze bowiem
chcemy wydawać się pociągający i atrakcyjni. Musimy też stać się ich
dopełnianiem by stworzyć kontrastową całość, w myśl zasady, że
przeciwieństwa się przyciągają. Dlatego tak chętnie szukamy swojego
towarzystwa, pielęgnujemy bliskość i wspólne zainteresowania, by być dla siebie
atrakcyjnymi. W sumie ciężko doszukać się tu jakiś wielkiej manipulacji, a
jednak okazuje się, że wzbudzenie czyjejś sympatii i zbudowanie przywiązania
jest nią w całej okazałości.
„Niebezpieczeństwo
pochodzi od tych,
którzy chcą
być w naszym guście”
Demostenes
Podobną funkcje spełnia druga z manipulacyjnych
technik zwana metodą przypodobania się.
Ona jednak jest idealna dla tych, którzy uwielbiają zaawansowaną grę fałszu i pozorów.
Nie zależy im na prawdziwej sympatii, a jedynie na pozorowaniu swego
uwielbienia. Na takiej zasadzie działają dzisiejsze social media, które
przywiązują do siebie użytkowników, stwarzając im namiastkę uznania. Doskonale
pamiętamy sytuacje w której FB stał się powierzchnią rywalizacji o to kto ile
ma znajomych. Nie ważne czy są to osoby znane, czy tylko przelotnie spotkane
w osiedlowym sklepiku, warto było je mieć
wśród swoich, by pokazać popularność.
Na szczęście jednostek
narcystycznych jest niewiele, i polityka mnożenia nieznajomych na społecznym
liczniku nie stała się plagą, ale nie oznacza to, że znikła całkowicie. W
realnym świcie pozostali naśladowcy wirtualnych narcyzów, poruszają się
blisko ciebie, i by mieć cię w garści mamią słodkimi pochlebstwami. Karmią
komplementami, a gdy tylko czują, że zyskali twoje uwielbienie utrzymują je ,
by wykorzystać cię w określonym momencie. Z początku w ich zachowaniu nie
widzisz niczego złego, do momentu gdy się od ciebie nie odwrócą, a ty poczujesz
się wykorzystany.
„Nic nie jest
dla ciebie bardziej
niebezpieczne
niż schlebianie.
Wiesz, że o
kłamstwo
a jednak w nie
wierzysz”
F.
Rückert
Ostatnia technika zarządzania wrażeniem zwana też
teorią autoprezentacji, z góry ma na celu oczarowanie twojej osoby.
Manipulator nie tylko chce uzyskać twoje zainteresowanie, ale również wzmocnić
swoją pozycje. W sposobie wyrażania trudna do zauważenia, bo polega na
świadomym sterowaniu swoim wizerunkiem. Skupia się więc nie tylko na odpowiednim
doborze ubrań, ale i nienagannych manierach. Można powiedzieć, że jest
manipulacją w białych rękawiczkach, bo co złego może być w tym, że ktoś chce
zrobić dobre wrażenie na swojej dziewczynie / chłopaku. W sumie to nic, pod
warunkiem, że wizerunkowa otoczka i osobista kultura nie znikną wraz z osiągnięciem celu, a tak zdarza się często, głównie w opiniach osób
pozostających w zalegalizowanych związkach.Relacjach w których wszystko było z góry napisanym
scenariuszem, nie zakładającym pełnej otwartości, bo ta oznaczałby zbytnią
bliskość i spoufalenie, a przecież my, generacja jednostek musimy mieć zawsze
margines (manipulacyjnego) bezpieczeństwa…
„Dla dobrego
księcia nie jest wskazane
posiadanie
wszystkich dobrych cech, ale
sprawianie
wrażenia, jakby je posiadał”
N. Machiavelli