
Poniekąd
taki obieg sprawy stał się odpowiedzią
na zapotrzebowanie rynku, który ma zawsze
tendencje do przedwczesnego nasycenia towarami sezonowymi o dużym
popycie. Wymuszanym zresztą przez swoich
odbiorców. Nic więc dziwnego, że po okresie zakotwiczenia się coachingu na
korporacyjnych korytarzach, jego metoda zaczęła być stasowana w niemalże każdej
dziedzinie życia prywatnego. Bez względu na klasę społeczną, czy wykonywany
zawód coachingowi poddają się wszyscy, a
on sam stał się bardziej wyznacznikiem osobistego prestiżu niż środkiem
prowadzącym do określonego celu. Choć jeśli o celu mowa, to bywa z nim różnie
bo gdy przejmiemy, że celem jest poprawa wagi ciała za pomocą tzw. diet coaching, i polepszenie tym samym personalnego wyglądu, który wpływa na sytuację
zawodową, to trudno o podważenie symbiotycznego związku.
Niestety
to właśnie nadmierne nadużywanie coachingu w różnych sferach egzystencji, stało
się powodem jego krytyki jak i rodzącej się wokół niego groteski. Już samo
przyznanie się do bycia coachem zaczęło wzbudzać rozbawienie i powątpiewanie co
do profesjonalizmu przeprowadzanej sesji. Tym bardziej, że skuteczność
coachingu nie jest już stu procentowa, a technika pracy, i surowa postać
coacha nie wzbudzają zachwytu potencjalnych klientów. Nic więc dziwnego, że dziś
po kilku latach funkcjonowania coachingu na rynku powoli stajemy się świadkami
jego zmierzchu. Przemawia za tym wiele czynników, ale jednym z najważniejszych
jest m.in. pojawienie
się nowego zawodu facylitatora.
Nazwa wymienionej profesji, jak zresztą widać, nie należy ani do atrakcyjnych, ani też łatwo
wpadających w ucho, metoda działania zaś i funkcja facylitatora jest
bardzo zbliżona do postaci cocha, który tu raczył zyskać bardziej ludzką,
przychylną odbiorcy twarz. Można powiedzieć, iż facylitacja jako kolejna forma
pracy z zespołami pracowniczymi, to nowa odmiana coachingu, który jednak
w przeciwieństwie do programu popularno-naukowego Sonda nie mógł otrzymać tylko matematycznego wyróżnika potęgi,
a przejść całkowity lifting, by zostać oczyszczonym z wcześniejszej,
niewłaściwej nadinterpretacji społecznej.
Facylitacja
bowiem również polega na usprawnianiu pracy zespołowej, ale jej główna uwaga
skupia się na działaniach zbiorowych, niż na pojedynczych elementach, a
przynajmniej nie w tak dużym nasileniu. Nie jest też formą doradztwa, a raczej
narzędziem zarządzania zespołem w trakcie wykonywania określonego
projektu. Można by uznać, iż postać facylitatora pełni funkcje ducha zespołu, który z pozycji
zdystansowanej może bardziej neutralnie rozstrzygnąć ewentualne konflikty, a
nawet wybrać odpowiednią metodę komunikacji między zespołowej. Facylitator nie
gani, i nie spycha odpowiedzialności za błędy na klienta. Jest raczej
„katalizatorem”, który pozwala grupie dojść do właściwych wniosków i kreatywnych
rozwiązań. Co więcej, o ile coach pełnił tylko jedną role, facylitator spełnia
ich kilka, jest zarówno aktywatorem-
budującym energię i zapał w grupie niczym motywator, jak i przewodnikiem czuwającym w trakcie przechodzenia przez nią kolejnych szczebli projektu. Facylitator pełni też rolę dopytującego, który poprzez trafne pytania może pomóc grupie w jej
pracy. Często przeistacza się też w budowniczego
mostów między zespołami, w czym bezwzględnie pomaga mu umiejętność łatwego jasnowidzenia
i logicznego przewidywania rozwoju
wypadków.
Nowa
wersja cochingu jeśli tak można ująć obecne zjawisko facylitacji biznesowej ma
więc wymiar kolektywistyczny, aniżeli indywidualistyczny. Tu podczas sesji chodzi o kreatywne wzmocnienie zespołu, który tworzą
ludzie generujący konkretne pomysły w celu rozstrzygnięcia problemu tzw. sponsora, chcącego wdrożyć
rozwiązania wygenerowane przez
zespół. W ten sposób zawsze pozostaje on
w centrum uwagi i nie jest rozbijany na pojedyncze osoby, potencjalnie
winne stagnacji lub braku jakichkolwiek sukcesów. Facylitacja jest zatem
lżejszą formą, a facylitator ma ludzką, emocjonalną osobowość, która wspiera, a
nie tylko konstruktywnie uświadamia winę klienta. Po czasach surowego coachingu
ma więc dużą szanse zaistnienia, oby tylko nie uległ szybkiemu upowszechnianiu
i nie stracił na swym przeznaczeniu, tak jak miało to miejsce z wspominanym już coachingiem, który przeszedł
samoistną fazę wypalenia.
Małgorzata K.
26.05.2016