Przez większość naszego
zawodowego życia podlegamy procesowi nieustannego dokształcania i podnoszenia
swoich kwalifikacji. Wszystko po to, by uzyskać wyższe wynagrodzenie lub
określone stanowisko. Czy jednak osiągniecie powyższych celów zawsze musi wiązać
się z ponoszeniem kosztów finansowych?

Papier w postaci CV przyjmie przecież wszystko, a uzyskane
dyplomy nie zawsze są kompatybilne z naszymi prawdziwymi (zawodowymi)
zdolnościami. Szczególnie jeśli kończone studia są przypadkowym wyborem na chybił trafił. Nie zawsze też bardzo różnorodne i wysokie wykształcenie musi być
oznaką posiadania konkretnych cech. Pamiętam jak na ogólnopolskiej konferencji
nt. Coachingu pracowniczego jeden z
dyrektorów firmy informatycznej opowiedział nam o zachwianiu płynności w jego
placówce gdy powierzył zarządzanie zespołem konkretnym osobom z danego
działu. Na pytanie czym wtedy się kierował odpowiedział bez wachania, że
uzyskanymi dyplomami i wcześniejszymi projektami jakie realizowali. Jego
największym błędem było pominięcie kompetencji miękkich i nie wzięcie pod
uwagę osób, które pracowały krócej i nie posiadały tak bogatego portfolio.
Zaproponowaliśmy mu wtedy by odrzucił skrótowe podejście kierowania się wyłącznie
tym co jest w dokumentach i spojrzał na swój zespół z szerszej
perspektywy. Wykonał zaproponowane przez nas testy osobowości i gry trenerskie,
a następnie przydzielił role kierownicze tym, których nigdy nie wziąłby pod
uwagę. Po miesiącu od konferencji dostaliśmy na nasze skrzynki pocztowe
zadowalającą wiadomość -eksperyment się powiódł, a jego firma informatyczna działała
jak dawniej, pod przywództwem nowych kierowników. Jak się okazało osoby, które
miały mniej bogate dokumenty personalne od swoich poprzedników lepiej radzili
sobie z egzekwowaniem zadań i zarządzaniem zespołem dzięki osobistym
umiejętnością miękkim. Ci zaś, którzy wybrani zostali jako pierwsi z wielką
ulgą oddali władze. Każda z tych osób nie czuła się dobrze w roli kierownika jednak
wstydziła się do tego przyznać. Zaufanie jakim zostali obdarzeni krępowało ich
ruchy pozbawiając cywilnej odwagi.
Takich historii jest więcej, jednak ten przykład pokazuje jak wiele zależy
od naszych wrodzonych cech. Talentów, które dziedziczymy genetycznie i które
szlifujemy przez lata społecznych ról i relacji. To też dowód na to, że
nie na wszystko możemy i musimy mieć
dyplom uczelni lub certyfikat prestiżowego szkolenia.
Choć od dłuższego czasu mówi się, że rynek sprzyja
pracownikom w przypadku pracujących już osób nie zawsze jest to zauważalne.
Chęć zmiany pracy na lepszą, uzyskanie wyższego wynagrodzenia lub całkowite
zmienienie branży wymusza na większości z nas uzyskanie kolejnego dyplomu. Na
każdym kroku bez względu na posiadane już zasoby osobiste wymaga się od nas
potwierdzenia umiejętności. Zostaliśmy wręcz zarzuceni certyfikatami od wszystkiego.
Tymczasem człowieka można poznać w działaniu. Wtedy ujawnia się jego cała
wartość i przydatność w strukturach firmy.

Papier w postaci CV przyjmie przecież wszystko, a uzyskane
dyplomy nie zawsze są kompatybilne z naszymi prawdziwymi (zawodowymi)
zdolnościami. Szczególnie jeśli kończone studia są przypadkowym wyborem na chybił trafił. Nie zawsze też bardzo różnorodne i wysokie wykształcenie musi być
oznaką posiadania konkretnych cech. Pamiętam jak na ogólnopolskiej konferencji
nt. Coachingu pracowniczego jeden z
dyrektorów firmy informatycznej opowiedział nam o zachwianiu płynności w jego
placówce gdy powierzył zarządzanie zespołem konkretnym osobom z danego
działu. Na pytanie czym wtedy się kierował odpowiedział bez wachania, że
uzyskanymi dyplomami i wcześniejszymi projektami jakie realizowali. Jego
największym błędem było pominięcie kompetencji miękkich i nie wzięcie pod
uwagę osób, które pracowały krócej i nie posiadały tak bogatego portfolio.
Zaproponowaliśmy mu wtedy by odrzucił skrótowe podejście kierowania się wyłącznie
tym co jest w dokumentach i spojrzał na swój zespół z szerszej
perspektywy. Wykonał zaproponowane przez nas testy osobowości i gry trenerskie,
a następnie przydzielił role kierownicze tym, których nigdy nie wziąłby pod
uwagę. Po miesiącu od konferencji dostaliśmy na nasze skrzynki pocztowe
zadowalającą wiadomość -eksperyment się powiódł, a jego firma informatyczna działała
jak dawniej, pod przywództwem nowych kierowników. Jak się okazało osoby, które
miały mniej bogate dokumenty personalne od swoich poprzedników lepiej radzili
sobie z egzekwowaniem zadań i zarządzaniem zespołem dzięki osobistym
umiejętnością miękkim. Ci zaś, którzy wybrani zostali jako pierwsi z wielką
ulgą oddali władze. Każda z tych osób nie czuła się dobrze w roli kierownika jednak
wstydziła się do tego przyznać. Zaufanie jakim zostali obdarzeni krępowało ich
ruchy pozbawiając cywilnej odwagi.
Takich historii jest więcej, jednak ten przykład pokazuje jak wiele zależy
od naszych wrodzonych cech. Talentów, które dziedziczymy genetycznie i które
szlifujemy przez lata społecznych ról i relacji. To też dowód na to, że
nie na wszystko możemy i musimy mieć
dyplom uczelni lub certyfikat prestiżowego szkolenia.
Dlaczego więc tak trudno nam dokonać zmiany? Powodów jest
kilka i leżą po obu stronach zawodowej relacji między pracodawcą a pracownikiem. My sami nie doceniamy własnych zasobów i celowo z obawy
przed porażką wybieramy role drugoplanowe. Nie wychodzimy z cienia bardziej
przebojowych kolegów i koleżanek uznając, że mamy za mało doświadczenia
czy wiedzy. Pracodawcy zaś przyjmując nowe osoby zbyt powierzchownie oceniają
CV, doszukując się ekskluzywnych papierków, a za mało poświęcają czasu na rozmowę, która pozwoli
zbadać częściowo osobowość pracownika. Wynika to z nieprzygotowania osoby
rekrutującej, oraz bardzo często sztucznie prowadzonej rekrutacji. Co widać np.
po sakramentalnym stwierdzeniu rekrutera: „Właściwie
to nie wiem o co pana/panią pytać”. Osobiście byłam świadkiem kilku takich
sytuacji i przyznam, że doprowadza mnie to do szału. Osoby, które mają wysokie
poczucie wartości szybko odbijają ripostę i same kończą spotkanie, ale ci
którzy mają z tym kłopot w dalszym ciągu myślą, że mają za niskie
wykształcenie. Niepotrzebnie zapisują się na kolejne kierunki, lub drogie
kursy. Tymczasem wartości trzeba poszukać w sobie. Każdy z nas ma niesamowite
pokłady umiejętności, które z powodzeniem pozwolą szybko znaleźć się w nowym
miejscu pracy – elastyczność, nauczyć nowych obowiązków – pamięć fotograficzna,
czy kierować projektem – kreatywność, asertywność, umiejętności komunikacyjne.
Wszystkie te cechy są na wagę złota i nie są mierzalne certyfikatem. Dlatego dokonując
znaczącej zmiany w zawodowym życiu trzeba najpierw sięgnąć po to co jest
naszym indywidualnym znakiem rozpoznawczym. Warto docenić swoje dotychczasowe
role, postawić na poprawne relacje i autentyczność, uporządkować emocje oraz nauczyć
się negocjować z rekruterem w sposób, którzy
zatuszuje nasze dyplomowe braki, a ujawni idealne cechy. Wszak nie do wszystkich
wykonywanych zawodów/prac musimy posiadać konkretny kierunek, wystarczy wrodzona
intuicja, inteligencja, zapał do pracy i
elastyczność. Miejmy nadzieje, że już nie długo zrozumieją to wszyscy
dyrektorzy i rekrutrzy, a nasze portfele zostaną wreszcie odciążone:).
Wykonaj również nowy test: Kwetionariusz temperamentu wg. Florence Littauer - PRZEJDŹ
Wykonaj również nowy test: Kwetionariusz temperamentu wg. Florence Littauer - PRZEJDŹ
